Gdy ostatnio wyjeżdżał, pytał, czy ma dać znać, jak dojedzie. Powiedziałam, że nie potrzeba. Nie dzwonię do niego, nie chcę, żeby on dzwonił. Mieszkamy w domu moich rodziców, ale on za nic nie płaci. Ostatnio kupił mi sukienkę i powiedział, że jak mi nie pasuje, to żebym oddała i za wodę zapłaciła. Ja nie chcę sukienek.
FORUM PORTALU warto rozmawiać... Moj maz wraca z terapii, co dalej???? Autor Wiadomość Alka przyjaciel forum Dołączyła: 27 Mar 2011Posty: 11 Wysłany: Nie 27 Mar, 2011 21:44 Moj maz wraca z terapii, co dalej???? Witam. Jestem Alicja, mam 34 lata i jestem wspoluzalezniona. Moj maz za 3 tygodnie wraca z terapii zamknietej, a ja zaczynam panikowac... Ale po kolei. Znamy sie z moim mezem 8 lat. Zawsze niepokoil mnie jegostosunek do uzywek. Niby nie pil duzo ani czesto, ale nie jest dla mnie normalne gdy dorosly czlowiek juz od srody cieszy sie , ze w sobote wypije. Dwa lata temu, nasze malzenstwo nagle strasznie sie pogorszylo. Nie bylo klotni ani awantur. Mojemu mezowi przestalo po prostu na czym kolwiek zalezec. Lezec na kanapie i wszystko miec gdzies - to bylo jego zajecie. Gdy postanowilam odejsc przyznal mi sie do uzaleznienia. Nie byl to alkohol, ale leki opioidowe. Tu dodam, ze od tygodni siedze w internecie i czytam o wspoluzaleznieniu, probujac znalezc cos odpowiedniego dla mnie. To forum mnie zachwycilo i mysle ze rodzaj uzaleznienia nie ma tu znaczenia, ja moze nie obwachiwalam, tylko zagladalam w zrenice, a tak to te same problemy... No i postanowilam zostac z moim mezem i sprobowac. Na poczatku naszej drogi bylismy strasznie naiwni. Wiedzielismy, ze nie obejdzie sie bez terapii, NA, terapia ambulantna. Gdy pierwszy raz zlapalam go na braniu, powiedzialam o problemie jego rodzicom i moim, kupilam drugi kosz do lazienki, skonczylo sie pranie, prasowanie, obiadki do pracy. Myslelismy ze "jak kocha to przestanie", w naszym przypadku zadziala. Probowalam kontroli - co przynosilo odwrotny skutek i w koncu decyzja - terapia zamknieta, zmiana pracy (w pracy maz mial dostep do lekow). No i teraz wyglada to tak - maz od trzech miesiecy jest w osrodku zajmujacym sie uzaleznieniami (wszelkimi). Umowilismy sie, ze zrobimy sobie przerwe i zajmiemy sie soba- zapisalam dzieci na basen, zmienilam fryzure, kupilam kosmetyki, nowe ciuchy, wychodze, umawiam sie z ludzmi, odzylam. Od pewnego czasu dzwonimy do siebie. Moj maz jest hmm.. inny. Bardzo duzo pracuje nad soba, wyciaga z tej terapii co sie da. Nie wydaje mi sie ze sa to tylko slowa. Rzucil np. palenie - aby aktywnie walczyc z nalogiem i cala teorie przerzucac na praktyke. Juz teraz zlozyl papiery do urzedu zdrowia aby nie miec przerwy i od razu wpasc w terapie ambulantna, zlozyl wypowiedzenie w pracy. Wszystko wyglada dobrze. Ostatnio mial trzy dni urlopu i byl w domu. Nie umiem nie patrzyc mu w oczy, ciagle automatycznie sprawdzam mu zrenice, gdy wychodzi wyrzucic smieci mam ochote go obwachac (gdy nie mial lekow pil po kryjomu). Co robic? Moj maz twierdzi, ze najwazniejsza jest rozmowa, nie dusic w sobie zlych emocji i na biezaco rozmawiac. Boze, tylko po tych wspolnych dniach okazalo sie ze tych emocji jest we mnie wiecej niz myslalam. Boje sie ze go nimi przytlocze... Jak to przetrwac??? Przez rok szarpalam sie, zagubilam, wazny byl on i jego problemy, schudlam, postarzalam sie. Teraz odnalazlam na nowo chec do zycia, spokoj, cierpliwosc do dzieci. A on ma wrocic... Marzylam przez rok o trzezwym mezu, a jak ma wrocic boje sie. jerry przyjaciel forum Pomógł: 177 razyDołączył: 21 Maj 2008Posty: 9202 Wysłany: Pon 28 Mar, 2011 07:27 Hej Alka Zajęłaś się sobą, ale tak ... powierzchownie. Fryzura, kosmetyki i basen dla dzieci są dobre dla poprawienia sobie samopoczucia, ale nic nie robią z tym co tkwi w środku. Przypudrowałaś tylko problem i on teraz wyłazi na wierzch, a ty się boisz. Mają swoją terapię uzależnieni, mają też osoby im bliskie. Tam uczą się jak żyć bez strachu przed każdym dniem u boku uzaleznionego męża/żony. Pozdrawiam - Jerry Alka przyjaciel forum Dołączyła: 27 Mar 2011Posty: 11 Wysłany: Pon 28 Mar, 2011 09:49 No wlasnie terapia. Z tym niestety mam problem. Mieszkam w Niemczech i bariera jezykowa jest dla mnie przeszkoda. Owszem dogadam sie, ale nie wyobrazam sobie terapii ze slownikiem na kolanach. No nic, w sobote jade do meza na seminarium dla rodzin i tam wyprobuje swoje zdolnosci jezykowe... Moze jest lepiej niz mi sie wydaje? Kilka miesiecy temu nie wyobrazalam sobie, ze dam rade sama przez tak dlugi okres. Dalam. A na razie czytam, rozmawiam, szukam. Dlatego tez jestem tu na forum i na razie probuje korzystac z wiedzy innych "terapeutowanych". I mam nadzieje na troche wsparcia i na rozjasnienie metliku w glowie. Czy ktos moze polecic mi literature - bo na razie korzystam glownie z internetowej - ale to sa raczej broszury i artykuly, ktore te broszury cytuja... Pozdrawiam- Alka jobael[Usunięty] Wysłany: Wto 05 Kwi, 2011 22:05 Alka napisał/a: Nie byl to alkohol, ale leki opioidowe. Tu dodam, ze od tygodni siedze w internecie i czytam o wspoluzaleznieniu, probujac znalezc cos odpowiedniego dla mnie. To forum mnie zachwycilo i mysle ze rodzaj uzaleznienia nie ma tu znaczenia, ja moze nie obwachiwalam, tylko zagladalam w zrenice, a tak to te same problemy.. Każde uzależnienie, to takie same mechanizmy. Trudniej jest jednak gdy jest uzależnienie krzyżowe /leki i alkohol/, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Napisałaś, że mężowi bardzo zależy na odstawieniu wszelkich uzależnień i rzucił także palenie,, co moim zdaniem świadczy o jego determinacji. Alka napisał/a: Teraz odnalazlam na nowo chec do zycia, spokoj, cierpliwosc do dzieci. A on ma wrocic... Marzylam przez rok o trzezwym mezu, a jak ma wrocic boje sie. To normalne, że czujesz niepokój. Poukładałaś sobie życie po swojemu, a tu mąż wraca i przed Wami wielka niewiadoma. Jeśli jednak dałaś mężowi szanse przed leczeniem, to tym bardziej teraz, gdy być może trwale uporał się ze swoimi uzależnieniami. Jednak niebezpieczeństwo powrotu istnieje i myślę, że mąż nie zakończy swojego leczenia na tym, które kończy. Powinien iść dalej i wciąż się 'udoskonalać'. Na to potrzeba dużo czasu, żebyście oboje nauczyli się żyć po nowemu. Fatalnie składa się, że Ty nie możesz korzystać równolegle z pomocy fachowej, bo to o czym napisałaś wygląda na duże współuzależnienie. Mam jednak nadzieję, że sobie poradzicie. Pozdrawiam. kahape przyjaciel forumkoalka Pomogła: 146 razyWiek: 64 Dołączyła: 13 Maj 2007Posty: 3251 Wysłany: Śro 06 Kwi, 2011 10:49 Alka napisał/a: Czy ktos moze polecic mi literature - bo na razie korzystam glownie z internetowej na początek: "Małżeństwo na lodzie" "Koniec współuzależnienia" Melody Beattie "Potęga podświadomości" J Murphy Ale tez dobre są książki: "Bunt ciała" "Kobiety, które kochają za bardzo" "Toksyczne namiętności" Dużo ciekawych arykułów pozdr _________________"NIKT NIE NADEJDZIE" Nie pojawi się nikt, kto mnie wybawi, naprawi moje życie, rozwiąże moje problemy. Jeżeli sam czegoś nie zrobię, nic się nie polepszy. Nathaniel Branden Alka przyjaciel forum Dołączyła: 27 Mar 2011Posty: 11 Wysłany: Śro 06 Kwi, 2011 21:00 Dzieki za literature, na poczatek zamowilam "malzenstwo na lodzie". Jestem wlasnie po trzydniowym seminarium dla rodzin. Bylo to dla mnie niesamowite uczucie. Mialam ogromny stres zwiazany z bariera jezykowa- i zupelnie nie potrzebnie. Przez pierwsze 2 miesiace terapii meza, zrobilismy sobie przerwe. Ale od pewnego czasu duzo rozmawiamy i wlasciwie wydawalo mi sie, ze niczym sie nie zaskoczymy. Jednak mowienie bezposrednio do siebie przy innych, ktorzy moga podzielic sie swoimi spostrzezeniami - to co innego. I szczerosc. Koniec okresu ochronnego. Moj maz wykonal w klinice kawal roboty, widze jego chec zmiany i...ogromny strach przed odpowiedzialnoscia. Najwiecej przestraszylo go moje postanowienie o zaprzestaniu kontroli i szantazu (jeszcze raz i cie zostawie). Robilam to przez ostatni rok czesto, za czesto... jobael napisał/a: Fatalnie składa się, że Ty nie możesz korzystać równolegle z pomocy fachowej, bo to o czym napisałaś wygląda na duże współuzależnienie. No i po tym seminarium znalazlam sobie grupe dla wspoluzaleznionych Al Anon, w piatek ide na pierwsze spotkanie. To na poczatek. Jestem bardzo swiadoma swoich problemow, doskonale tez wiem co powinnam robic i jak sie zachowac w roznych sytuacjach - ale wiedziec - a robic to - to dwie rozne sprawy i do tego potrzebuje wsparcia. Czy taka grupa wystarczy? Czy powinnam miec terapeute? jobael napisał/a: Jednak niebezpieczeństwo powrotu istnieje i myślę, że mąż nie zakończy swojego leczenia na tym, które kończy. Powinien iść dalej i wciąż się 'udoskonalać'. Maz wraca na terapie ambulantna, ktora mial przed stacjonarna - raz w tygodniu terapeuta i grupa, do tego wyjazdy, zajecia sobotnie - to ma zapewnione przez rok, co potem to jeszcze nie wiemy - czy NA, czy cos wiecej. Po tym seminarium jestem jakas spokojniejsza, i pewniejsza siebie. Pierwszy raz powiedzialam NIE kontroli i presji i terapeta zapowiedzial, ze przez dwa tygodnie beda to przerabiac. I zaczelam cieszyc sie na jego powrot... jobael[Usunięty] Wysłany: Czw 07 Kwi, 2011 20:05 Alka napisał/a: I zaczęłam cieszyc sie na jego powrót... Może zaskoczył i już będzie inne życie. Inne ale wcale nie łatwiejsze, bo trudna droga przed Wami. Powodzenia. Ameise przyjaciel forum Pomogła: 166 razyDołączyła: 15 Sty 2009Posty: 1729Skąd: Warszawa Wysłany: Sob 09 Kwi, 2011 23:28 Alka napisał/a: znalazlam sobie grupe dla wspoluzaleznionych Al Anon, w piatek ide na pierwsze spotkanie. To na poczatek. Jestem bardzo swiadoma swoich problemow, doskonale tez wiem co powinnam robic i jak sie zachowac w roznych sytuacjach - ale wiedziec - a robic to - to dwie rozne sprawy i do tego potrzebuje wsparcia. Czy taka grupa wystarczy? Czy powinnam miec terapeute? Cześć Alka, jak wypadło spotkanie w piątek? Co do tego, czy AA czy terapeuta, może spróbuj pochodzić i tu, i tam, a potem zdecydujesz, co daje ci jedno i drugie (lub oba na raz, jeśli dasz radę). Ja wybrałam tylko terapię, to było jak balsam dla zbolałej duszy i to nie tylko ze względu na alkoholizm męża, ale i z powodu starych ran z przeszłości. Terapia to trochę taka szkoła życia: uczymy się rozpoznawać, nazywać i wyrażać swoje uczucia, zaczynamy brać odpowiedzialność za to, co się z nami i wokół nas dzieje, doroślejemy... po prostu same pozytywy. Pozytywne zmiany z pewnością zaowocują też w zważ, że Twój mąż przechodzi przemianę. Przestanie mieć "zespół odstawienny", więc i Ty mogłabyć zmienić się w taki sposób, żeby "zespół abstynencji" nie był destrukcyjny dla związku, czyli żebyś swoimi zachowaniami nieświadomie nie podtrzymywała tego, co powinno się już skończyć. I jeszcze to, co napisałaś: wiedza to jedno, ale umieć tę wiedzę i co najważniejsze mieć odwagę ją zastosować, to już zupełnie inna para kaloszy! _________________"Istotą wielkości jest umiejętność wyboru pełni życia w sytuacjach, gdy inni wybierają obłąkanie". "Obłęd: powtarzać w kółko tę samą czynność oczekując innych rezultatów." Ostatnio zmieniony przez Ameise Sob 09 Kwi, 2011 23:35, w całości zmieniany 1 raz Alka przyjaciel forum Dołączyła: 27 Mar 2011Posty: 11 Wysłany: Pon 11 Kwi, 2011 21:25 Ameise napisał/a: jak wypadło spotkanie w piątek? Piatkowe spotkanie niestety nie wypalilo, bo moje dzieciaczki (3 i 6 lat), pochorowaly sie okropnie i nikt nie mial ochoty z nimi zostac (choroba zamienia je w male, marudzace diabelki, wiec sie nie dziwie... ). W ten piatek tez nie dam rady, bo ide na spotkanie mlodych mamus (naleze z moja corka do takiej grupy - raz w tygodniu spotykamy sie z dziecmi i mamy zajecia (i plotki ). I tym razem spotykamy sie wieczorem bez dzieci. Dla mnie to okazja do wyjscia ze skorupy, nawiazania znajomosci -czyli tez troche jak terapia. A za dwa tygodnie Wielki Piatek, i w Niemczech jest to dzien wolny - i tak niestety troche mi sie opoznia moja terapia. Ale dzialam. Nie siedze w miejscu i co krok sobie uswiadamiam ogrom mojego wspoluzaleznienia. Wczoraj powiedzialam mojemu mezowi : tylko nie zapomnij zadzwonic do pracy wziac urlop do konca miesiaca (od pierwszego zmienia prace) i odrazu wlaczyla mi sie czerwona lampka(kobito: on jest dorosly!!!). Nie jest latwo wykorzenic stare nawyki, ale przynajmniej natychmiast sie zorientowalam i poprosilam, aby mi zwracal uwage jak mu matkuje...Ale mam tez rozne dylematy. Mysle o sobie, staram sie stawiac moje potrzeby na pierwszym miejscu (gdy dzwoni maz opowiadam o tym co sie u nas wydarzylo a nie pytam jak jeszcze niedawno: jak sie czujesz ? Co u ciebie)... Ale czasem zadaje sobie pytanie gdzie konczy sie zdrowe dbanie o siebie i swoje potrzeby a zaczyna niezdrowy egoizm??? Moj maz wraca w piatek, a ja wychodze sobie do kolezanek. Jaki komunikat przekazuje? Czy: to dla mnie wazne, uszanuj to, czy moze: mam cie gdzies? Ten dylemat rodzi kolejny: zadaje sobie to pytanie bo: jestem kochajaca zona? czy dlatego, ze znowu gore bierze moje wspoluzaleznienie? I jestem w kropce. Isc czy nie isc? Oto jest pytanie! W kazdym razie w tym miejscu chce podziekowac tym, dzieki ktorym to forum istnieje, bo mi bardzo ono pomaga. Czytam wieczorami rozne historie, ktore czasami brzmia jak moja, czasami gorzej, czytam o silnych kobietach, ktore sobie radza, o uzaleznionych, ktorzy nie pija i o tych ktorym kolejny raz sie nie udalo. Biore z tych historii co tylko moge dla siebie. Dzieki Wam zadaje sobie rozne pytania i nie musze popelniac wszystkich bledow i za to bardzo, bardzo dziekuje. kahape przyjaciel forumkoalka Pomogła: 146 razyWiek: 64 Dołączyła: 13 Maj 2007Posty: 3251 Wysłany: Wto 12 Kwi, 2011 12:12 Wkurzyłam się na ciebie. Alka napisał/a: Moj maz wykonal w klinice kawal roboty, a ty??? nic!!! Alka napisał/a: W ten piatek tez nie dam rady, bo ide na spotkanie mlodych mamus 6lat starsze dziecko a ty..... młoda mamusia???? Żartujesz, prawda???? Alka napisał/a: znalazlam sobie grupe dla wspoluzaleznionych Al Anon, w piatek ide na pierwsze spotkanie. .....Czy taka grupa wystarczy? Czy powinnam miec terapeute? al-anon to jak.... "opatrunek" na... złamaną nogę. Terapeuta - prawidłowe złożenie kości, gips, leki- czyli konkretne leczenie. Alka napisał/a: Moj maz wraca w piatek, a ja wychodze sobie do kolezanek. Alka napisał/a: I jestem w kropce. Isc czy nie isc? iść!!!! najlepiej na terapię, albo chociaż na ..... alanon!!!!!!!!!!!!! pozdr _________________"NIKT NIE NADEJDZIE" Nie pojawi się nikt, kto mnie wybawi, naprawi moje życie, rozwiąże moje problemy. Jeżeli sam czegoś nie zrobię, nic się nie polepszy. Nathaniel Branden Alka przyjaciel forum Dołączyła: 27 Mar 2011Posty: 11 Wysłany: Wto 12 Kwi, 2011 14:00 Halo Kahape. Jak bedziesz wyrywac moje zdania z kontekstu, to zawsze znajdziesz powod zeby sie na mnie zdenerwowac. Dwa miesiace temu, nie wiedzialam co to jest wspoluzaleznienie i ze to sie leczy. Jak sie w tym siedzi - to wszysko wydaje sie oczywiste - ale dla mnie to jest nowe. Bylam na seminarium dla rodzin, zamowilam ksiazki, szukam informacji juz nie o chorobie mojego meza i o tym jak mu pomoc - ale o tym jak sobie pomoc, znalazlam grupe, staram sie pracowac nad soba. Moze inni robia wiecej, ale ja jestem na poczatku i dlatego tez jestem tutaj i pytam. Zdalam sobie sprawe z mojego wspoluzaleznienia i nie zostawiam tego tak sobie. To nie jest nic. kahape napisał/a: al-anon to jak.... "opatrunek" na... złamaną nogę. Terapeuta - prawidłowe złożenie kości, gips, leki- czyli konkretne leczenie. Gdy czytam tu rozne wypowiedzi - czasem mam metlik w glowie - mam wrazenie, ze Al Anon dla wielu jest terapia i to jedyna - stad moje pytanie. Odpowiedzialas. Dziekuje - poszukam terapeuty. Cytat: 6lat starsze dziecko a ty..... młoda mamusia???? Żartujesz, prawda???? Nie nie zartuje. Na grupie jest tylko jedna mlodsza odemnie mama. Mamy maksymalnie trzyletnie dzieci (te najmlodsze) i czujemy sie mlode... Nie wiem czemu akurat to stwierdzenie Cie wkurzylo. Moje wyjscie - przez lata nigdzie nie wychodzilam. Jest to dla mnie wazne. I trudne. Trudniejsze niz Al Anon. Bo na Al Anon wiem o czym mowic, nalogi, wspoluzaleznienie to moje zycie. Ale tak sobie rozmawiac... jak to sie robi? Dzisiaj sie dowiedzialam, ze w listopadzie zmarla 12 letnia corka moich sasiadow, a ja nie zauwazylam, ze jej juz nie ma. Tak sie zamknelam. Dla mnie nie sa to tylko plotki ale rozbijanie mojej skorupki. Nie znam tu nikogo (przeprowadzilismy sie niedawno) i jestem samotna, bardzo samotna... Ameise przyjaciel forum Pomogła: 166 razyDołączyła: 15 Sty 2009Posty: 1729Skąd: Warszawa Wysłany: Wto 12 Kwi, 2011 14:26 Alka, Twoje "trzeźwienie" musi być dla Ciebie priorytetem, potem reszta, czyli spotkania z młodymi mamami i wszystko inne, które oczywiście też jest ważne. Ale Twoje wyzdrowienie ist die höchste Priorität. Na terapii podpisuje się dlatego tzw. kontrakt. Chodzi o to, że zobowiązujesz w ten sposób samą siebie do zrobienia wszystkiego, aby wyzdrowieć. Często ludzie wymyślają sobie 1000 powodów, dla których rzekomo "nie mogą" chodzić. Sama tak na początku miałam, nie rozumiałam, co terapia miałaby mi dać patrz wątek u góry strony "Co Cię skłoniło do pójścia na terapię". Ale kiedy się zorientowałam, że to jest moja ostatnia i jedyna deska ratunku przed popadnięciem w obłęd, doprowadziłam do przeorganizowania planu pracy kilku osób, żebym tylko mogła uczestniczyć w zajęciach.:-) Więc to jest tak, że kto chce szuka sposobu, a kto nie chce szuka powodu... Jak już się troszkę poterapeutyzujesz, to odpowiedź na swoje "szekspirowskie" pytanie typu oraz wykładnię znaczeniową swojej decyzji znajdziesz w sobie. BTW oczywiście IŚĆ na spotkanie AA i znaleźć terapeutę. _________________"Istotą wielkości jest umiejętność wyboru pełni życia w sytuacjach, gdy inni wybierają obłąkanie". "Obłęd: powtarzać w kółko tę samą czynność oczekując innych rezultatów." kahape przyjaciel forumkoalka Pomogła: 146 razyWiek: 64 Dołączyła: 13 Maj 2007Posty: 3251 Wysłany: Wto 12 Kwi, 2011 14:49 Alka napisał/a: Bo na Al Anon wiem o czym mowic, nalogi, wspoluzaleznienie to moje zycie. na terapii nie będziecie rozmawiać o alkoholiźmie... To nie jest twoja sprawa, twój problem tylko męża. Na twojej terapii będziesz najważniejsza tylko i wyłącznie.... TY SAMA!!!! To.... piękne uczucie, zapewniam cię. Alka napisał/a: jestem samotna, bardzo samotna... przestaniesz być samotna. Czego ci bardzo życzę i pozdrawiam _________________"NIKT NIE NADEJDZIE" Nie pojawi się nikt, kto mnie wybawi, naprawi moje życie, rozwiąże moje problemy. Jeżeli sam czegoś nie zrobię, nic się nie polepszy. Nathaniel Branden Alka przyjaciel forum Dołączyła: 27 Mar 2011Posty: 11 Wysłany: Sob 25 Cze, 2011 17:04 Witam wszystkich. Dawno mnie tu nie bylo, duzo sie przez ten czas wydarzyło. Ale już znam odpowiedź na moje pytanie w temacie. Co dalej??? Jak tylko mąż wszedł do domu zrobił sobie kawe, prze całą terapię pił tylko herbaty owocowe. Tydzien po terapii pierwszy zakup alkoholu. Bez paniki z mojej strony, spokojna rozmowa, dlaczego, co sie wydarzyło jak temu zapobiec, rozmowa z terapeutą (mąż rozmawiał ze swoim, ja ze swoim - bo ostatecznie postarałam sie o własnego). Niestety mogłam tylko patrzeć, jak mąż wraca w stare ramy, nie patrzenie w oczy, unikanie rozmów, wchodzenie przez ogródek, pobudzenie, wycofywanie się. Byłam bezradna. Pierwszy raz w życiu nie kontrolowałam, nie przeszukiwałam rzeczy, chociaż wiedziałam.... Półtora miesiąca po terapii mój mąż poszedł z dziećmi do sklepu. Niósł córke na barana, syna trzymał za rękę gdy dostał ataku epileptycznego. Szczęsciem, córka wpadła w żywopłot. Syn krzyczał, mój tatuś nie żyje. A on przedawkował lek opioidowy. Załamałam się... Wpadłam w czarną dziurę. Nic nie pomagało, znowu kłamstwa, nie przyznawanie się, moje wątpliwości, jego przysięgi, łzy. Przypadkiem, w koszu na bieliznę, znalazłam papierosy. Gdy się go zapytałam czy pali, patrząc mi w oczy powiedział zdecydowane NIE. Wątpliwości opadły. Usiadłam przy komputerze i zamówiłam trzy bilety na samolot. Od dwóch tygodni jestem w Polsce, z trzema walizkami, na dwóch pokoikach u rodziców. Znalazłam psychiatrę, który polecił mi dobrego terapętę dla współuzależnionych. Mam pracę, przedszkole dla dzieci, prawnika. Na razie ulga nie przyszła, wiem, że zrobiłam dobrze, że dzieci są bezpieczne, psychiatra nazwał mnie ofiarą przemocy psychicznej i powiedział, że wyrwałam dzieci z narkomańskiego domu. Zrobiłam dobrze, dla mnie i dzieci. Wiem to. Ale gdzieś w głębi duszy.... Ameise przyjaciel forum Pomogła: 166 razyDołączyła: 15 Sty 2009Posty: 1729Skąd: Warszawa Wysłany: Sob 25 Cze, 2011 20:06 Alka, brawo! Nic lepszego nie mogłaś zrobić. Doprawdy. Rozumiem, że to bardzo boli, że masz ogromne poczucie krzywdy, ale nie miałaś innego wyjścia. Alka napisał/a: wyrwałam dzieci z narkomańskiego domu. Zrobiłam dobrze, dla mnie i dzieci. Wiem to. Ale gdzieś w głębi duszy.... Co chcesz przez to powiedzieć? Że jeszcze za mało się stało? Potrzebne Ci byłoby jeszcze większe nieszczęście, żebyś dopiero wtedy przestała mieć poczucie, że ratujesz w ten sposób siebie i dzieci? _________________"Istotą wielkości jest umiejętność wyboru pełni życia w sytuacjach, gdy inni wybierają obłąkanie". "Obłęd: powtarzać w kółko tę samą czynność oczekując innych rezultatów." Agrafka przyjaciel forum Pomógł: 5 razyDołączył: 21 Wrz 2008Posty: 324 Wysłany: Sob 25 Cze, 2011 22:37 Alka napisał/a: Zrobiłam dobrze, dla mnie i dzieci. Wiem to. Ale gdzieś w głębi duszy.... Miałam podobne odczucia. U mnie tak zadziałał instynkt samozachowawczy. Wiedziałam ze zrobiłam dobrze, ale jakbym w pełni świadoma tych decyzji nie była. Z czasem przyszedł do mnie spokój, pewność i jasność myślenia. Widze ze jestes obstawiona pomocą i masz zaplecze. To dobrze. Trzymaj sie ludzi. Alka przyjaciel forum Dołączyła: 27 Mar 2011Posty: 11 Wysłany: Nie 26 Cze, 2011 14:33 Agrafka napisał/a: Miałam podobne odczucia. U mnie tak zadziałał instynkt samozachowawczy. Wiedziałam ze zrobiłam dobrze, ale jakbym w pełni świadoma tych decyzji nie była. U mnie tak zadziałał instynkt samozachowawczy. Właśnie tak się czuję. Nie do końca świadoma swoich decyzji. Słucham psychiatrę, który mówi o przemocy psychicznej, o mężu narkomanie, o patologii. I jakoś nie dociera do mnie, że to o mnie mowa. Chyba tak długo w tym tkwiłam, że to dla mnie "norma". Nałogowiec narkoman - to ktoś brudny, z ulicy, bez pracy, pieniędzy, oszołomiony. A mój mąż jest inteligentnym, przystojnym, pracującym facetem, który ma problem. Tak to we mnie tkwi. A to przecież bzdura kompletna. Ten inteligentny facet - kłamie, manimupuje, wykorzystuje. Nie bije, ale manipulacją niszczy mnie od środka, pozbawia energii i chęci do życia. Teraz wydzwania i mówi jak mu źle bez nas, że ma totalny dół i nie chce mu się żyć. A ja? A ja nie śpię trzy noce, bo mu powiedziałam, że nie żałuję swojej decyzji. Ze nie chce dłużej narażać dzieci żyjąc z narkomanem. Na co on. Dziękuję, tego mi było potrzeba, usłyszeć jakim jestem dnem. Teraz czuję się jeszcze gorzej. No nic. Po to postarałam się o terapeutę, żeby pomógł mi przez to przejść. Żebym uwierzyła w to co i tak już wiem. Nie jestem odpowiedzialna za mojego męża Nie jestem winna jego problemom Nie jestem winna rozpadowi małżeństwa To jest najlepsze rozwiązanie dla dzieci Jestem wartościowym człowiekiem Mam siłę Dam radę!!!!! Ale wiedzieć a uwierzyć w to....Długa droga przede mną... kahape przyjaciel forumkoalka Pomogła: 146 razyWiek: 64 Dołączyła: 13 Maj 2007Posty: 3251 Wysłany: Nie 26 Cze, 2011 15:23 Szkoda, że wrócił do nałogu. Nie skorzystał z szansy na nowe życie. Cóż, może to nie był jego czas..... Alka napisał/a: Teraz wydzwania i mówi jak mu źle bez nas, że ma totalny dół i nie chce mu się żyć. było nie ćpać/nie chlać Alka napisał/a: że nie żałuję swojej decyzji. Ze nie chce dłużej narażać dzieci żyjąc z narkomanem. popieram!!! Masz prawo cieszyć się z życia! Bawić się!! Wychowywać swoje dzieci w spokoju i w radości!! Alka napisał/a: Nie jestem odpowiedzialna za mojego męża Nie jestem winna jego problemom mąż jest po terapii, wyuczony, wie wszystko -co i jak? Niech sobie radzi. Alka napisał/a: Jestem wartościowym człowiekiem Mam siłę Dam radę!!!!! Ale wiedzieć a uwierzyć w to... jak to mówiła moja terapka -Na początku jest myśl!!! Powtarzać codziennie aż nauczysz się na pamięć!! Wtedy tak się stanie!!! Dlaczego? Bo ty będziesz tego chciała!! A jeżeli ktoś czegoś chce, pragnie bardzo mocno.... Będzie dobrze. Jesteś silna i mądra babka. pozdr _________________"NIKT NIE NADEJDZIE" Nie pojawi się nikt, kto mnie wybawi, naprawi moje życie, rozwiąże moje problemy. Jeżeli sam czegoś nie zrobię, nic się nie polepszy. Nathaniel Branden Alka przyjaciel forum Dołączyła: 27 Mar 2011Posty: 11 Wysłany: Śro 29 Cze, 2011 18:06 Wczoraj byłam na terapii. Bardzo dobrze rozmawiało mi się z moją terapeutką, aż stwierdziła, że jeżeli o mnie chodzi, to pozostaniemy na sesjach indywidualnych, bo w grupie współuzależnionych nie ma ani jednej kobiety które odeszła od męża, więc rozmawiają tam o tematach które mnie nie dotyczą. Nie daje mi to spokoju. Gdzies czai się myśl, że może za szybko się poddałam. Mój jest uzależniony nie tylko od alkoholu, ale tez od opioidów, rokowania są dużo dużo gorsze niż w przypadku alkoholu. Przez rok, który mu dałam, nic się nie zadziało. Brał codziennie, konspirował się coraz bardziej, jak nie brał to pił, a ja po prostu nie dałam rady. Myślę, że przez ten rok - tak na prawdę, to tylko ja chciałam żeby przestał, a on tylko udawał, że jest gotowy. Pić szampana dwa dni po czteromiesięcznej terapii??? To jest gotowość??? On jest synem alkoholika, który dopiero od kilku lat jest suchy. Jego matka, od 30 lat, zostawia go i wraca... Wielokrotnie rozmawialiśmy na temat podobieństwa naszych związków i o tym, że ja nie jestem jego matką i nie dam się wciągnąć w tę grę. Teraz jego mama się nim zaopiekowała, tak jak opiekuje się ojcem. Gotuje, pierze mu, kupuje jedzenie, dwa dni po moim wyjeździe dostał rower za 2000 zł, żeby sobie jeździł to przestanie brać... Jak ja byłam w domu, to nie interesowała się nim zupełnie... Zostawiłam go bo już nie był moim mężem, łączyły nas jakieś patologiczne zależności. Czułam się trochę jak "wszywka"- dzięki mnie nie popłynął. Sama moja obecność była dla niego kontrolą. A ja chciałam być partnerem, kimś z kim dzieli się myślami, imtymnością, mieć kogoś o kogoś będę dbała i mieć kogoś kto dba o mnie. Zostawiłam go też po to, żeby się ogarnął, dorosnął, zadbał o siebie, odnalazł siebie. Jest mi przykro, bo to nigdy nie nastąpii. Ja nie będę miala już męża i to wiem. Ale chciałabym żeby kiedyś dzieci miały ojca... Wiecie co. 1000 km, to ciągle mało...Wyrzucić kogoś ze swojego życia - jest łatwo, z głowy, to już inna historia. kahape napisał/a: Będzie dobrze. Jesteś silna i mądra babka. Potrzebuje to częto słyszeć. kahape przyjaciel forumkoalka Pomogła: 146 razyWiek: 64 Dołączyła: 13 Maj 2007Posty: 3251 Wysłany: Czw 30 Cze, 2011 09:58 Alka napisał/a: Potrzebuje to częto słyszeć. masz jak w banku Alka napisał/a: 1000 km, to ciągle mało...Wyrzucić kogoś ze swojego życia - jest łatwo, z głowy, to już inna historia. spoko, pomalutku. Dopiero co przewróciłaś swoje życie do góry nogami. Alka napisał/a: Wczoraj byłam na terapii. Bardzo dobrze rozmawiało mi się z moją terapeutką, aż stwierdziła, że jeżeli o mnie chodzi, to pozostaniemy na sesjach indywidualnych o! i tu właśnie będziesz zmieniać ustawienia w swojej głowie. Alka napisał/a: Gdzies czai się myśl, że może za szybko się poddałam. tak? za szybko??? Może trzeba było jak teściowa przeżyć z takim człowiekiem 30lat?? Alka napisał/a: Przez rok szarpalam sie, zagubilam, wazny byl on i jego problemy, schudlam, postarzalam sie. to był "tylko" rok! Gdybyś została, dzieci nie miałyby..... ani ojca ani matki. Staniesz na nogi , podniesiesz własne poczucie wartości , zaczniesz żyć , i wtedy zobaczysz.... co prezentuje twój mąż. Będzie dobrze. "Stare" już nie wróci. pozdr _________________"NIKT NIE NADEJDZIE" Nie pojawi się nikt, kto mnie wybawi, naprawi moje życie, rozwiąże moje problemy. Jeżeli sam czegoś nie zrobię, nic się nie polepszy. Nathaniel Branden Wyświetl posty z ostatnich: Nie możesz pisać nowych tematówNie możesz odpowiadać w tematachNie możesz zmieniać swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz głosować w ankietachNie możesz załączać plików na tym forumMożesz ściągać załączniki na tym forum Dodaj temat do UlubionychWersja do druku Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group Po czym poznać, że ma inną. Pozostałe sygnały ostrzegawcze. Nie spędzacie razem czasu . Jeżeli nagle przestaliście spędzać ze sobą czas, to nie wróży nic dobrego. On ciągle jest zajęty? konto usunięte Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Potrzebujesz psychoterapii (sam psycholog to za mało, lepszy będzie psychoterapeuta), żebyś sama zaczęła być dumna z tego co robisz. Innym trudno nas kochać i szanować, wtedy, gdy sami siebie nawet nie lubimy. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że wizyta u psychologa ma sens tylko z partnerem. Terapia wspólna z partnerem ma sens wtedy, gdy dwoje ludzi tego chce i dwoje ludzi widzi problem w związku. Żeby pracować np. nad komunikacją i asertywnością (w tym często jest właśnie problem) w związku najpierw trzeba wzmocnić siebie i szczerze wierzyć, że na traktowanie z szacunkiem się zasługuje. Gośka J. Urząd Wojewódzki/Wydział Bezpieczeństwa i Zarządzania Kr... Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Zgadzam się z Moniką. Wspólna terapia ma sens, gdy oboje są gotowi na zmiany. Żeby to nastąpiło najpierw trzeba zacząć od siebie. Poza tym ja nie widzę, aby mężowi było źle mając w domu kochankę i służącą. On tutaj problemu nie widzi. Problem natomiast w tym, że to Wioletta nie chce dalej być tym kim teraz dla niego jest. I to dla niej bardziej przyda się terapia, bo on się nie zmieni dla niej a już w ogóle nie w sytuacji, gdy jest mu tak dobrze jak jest. Zmiana dla niego oznacza: - koniec seksu na żądanie - koniec robienia z domu restauracji - koniec latania żony z jego gaciami do łazienki - koniec latania wokół niego ze szczotą i szuflą - itd... Po co mu taka zmiana??? konto usunięte Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Dlatego ktoś taki to dno nie facet. Ogładałem ostatnio pewien talk show w którym byli faceci którzy kompletnie nie sprzatają. Nie to jest tematem dyskusji, natomiast chciałbym tutaj nawiązać do tego że ci zaproszeni faceci mówili wprost że kobieta została stworzona do sprzątania i do tego się nadaje bardziej niż mężczyzna. Także patologie postrzegania kobiet i tego typu zera są na świecie i mają się dobrze. Natomiast szkoda mi kobiet które myślą że nie zasługują na nic lepszego i czesto wpadają w związki z byle idiotami którzy szacunku do kobiet nie mają. Ewa S. patrzę, słucham,myślę... Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Wioleta Pietrucha: Dziękuje przeczytałam wszystkie wpisy. Nie jest łatwo odejść od kogoś kogo się kocha. Proponuje sie wyleczyć z tego co nazywasz "kochaniem"-to jest chore uzależnienie i masochizm psychiczny Razem z męzem mamy kredyt mieszkaniowy nie było by to takie proste. No to rzeczywiście masz poważny powód by "kochać" ;-)ciężko mi z tym coraz bardziej. I nic sie nie zmieni na lepsze jeśli Ty sie nie zmienisz. Niestety nikt tego za ciebie nie zrobi, natomiast pomóc Ci może psychoterapia Rafał Winnicki PKO BP Departament Restrukturyzacji i Windykacji Klienta ... Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Wioleta Pietrucha:Dziękuje przeczytałam wszystkie wpisy. Nie jest łatwo odejść od kogoś kogo się kocha. "...Według niemieckiej psychoanalityk i psychiatry Karen Horney, istnieją dwa rodzaje miłości: postawa „potrzebuję cię, bo cię kocham”, czyli autentyczne, bezinteresowne, beztroskie uczucie, które wypływa z naszego szczerego oddania, akceptacji drugiej osoby i chęci wzajemnego obdarowywania się szczęściem, oraz postawa „kocham cię, bo cię potrzebuję”, która zmusza nas do wikłania się w związki pozbawione autentyczności, w których podświadomie wykorzystujemy partnera do wypełnienia wewnętrznej pustki, ukojenia lęku i zapewnienia poczucia bezpieczeństwa, jednocześnie nie dając nic w zamian i żyjąc ułudą miłości...." Więcej: RaV Monika J. Trener Umiejętności interpersonalnych Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Zanim zdecyduje się na związek określam swoje potrzeby!!! To jest podstwa!! - Potrzebuję bliskości, przytulania (spontanicznego przede wszystkim) - Poczucie bycia ważną dla partnera - Chce się czuć kochana - Tylko związek oparty na zaufaniu ma dla mnie sens - Praca nad relacją z obojga stron- innej opcji nie widzę - Duża potrzeba szacunku - Uczucie,że partner czuje się przy mnie komfortowo daje mi poczucie siły (nie zniosłabym poczucia,że np. się mnie wstydzi, wszędzie chodzi sam) - Partner musi chcieć ze mną rozmawiać- to podstawa, która warunkuje mozliwość rozwiązywania kwestii spornych - Ja szanuję jego indywidualne potrzeby i oczekuje tego w zamian.... - Dążę do poznania potrzeb partnera- bo są dla mnie równie ważne Zanim podejmę ważną dla mnie decyzję życiową- te wszystkie czynniki muszą być spełnione! Wiem,że z inną osobą zwyczajnie nie będę szczęśliwa. Nie piszę tu o tym, co jest ważne w Twoim związku- Chcę Ci tym postem uświadomić,że masz wpływ na to z kim się wiążesz! Skoro Twój partner jest taki jak opisałaś i jest mu z tym dobrze- to nie ma co go na siłę zmieniać- dlatego warto poszukać kogoś, kto odpowiada Twoim potrzebom- akurat swoje wymieniłam powyżej. Pozdrawiam,M. Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Zdarzaja się mezczyźni, którzy nie potrafią prawić komplementow i to jest ok pod warunkiem, ze cale ich zachowanie sprawia,ze kobieta czuje się upragniona i piękna, czasem podziw w oczach mezczyzny jest tak widoczny, ze naprawde nie trzeba słow ale...ten przypadek, ktory opislaś to jakiś wybrakowany przypadek. Zmień go szybko bo z czasem kompletnie stracisz poczucie wlasnej wartosci a wtedy bedzie bardzo trudno zaczynac wszystko od początku..czasem facet tak postępuje z obawy, ze jak kobieta poczuje się za pewnie to go zostawi ale wtedy to on ma proablemy z własnymi kompleksami a zycie z kims w mega kompleksach to też koszmar..wieć..skoro tyle osob ma to samo zdanie rozważ zmiany w swoim zyciu póki nie jest za późno. Amelia Z. Wypowiedzi autora zostały ukryte. Amelia Z. He makes me feel like a natural woman... Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Wioleta Pietrucha: Witam>Prosze o radę co mam robić jak dalej zyć czy powinnam iść do psychologa ? Po pierwsze - zacznij od siebie - TY potrzebujesz odbicia od tego i poznania normalnych dobrych kobiet, które powiedzą ci czym jest norma, a czym margines. Wizyta u terapeuty jak najbardziej - o ile chcesz walczyć o siebie, a nie o 'związek' którego nie ma. Najpiękniejsze kobiety mają kompleksy - kwestia tylko tego by pokochać swoje wady - bo i tak się ich nie zmieni. Wstajesz wtedy rano, patrzysz na swoje odbicie w lustrze - potargane włosy, podkrążone snem oczy i mówisz sobie - Co dzień budzę się piękniejsza - ale dzisiaj to już q..va przesadziłam. :DD I nawet jeśli wiesz, że to bzdura uśmiechniesz się ze świadomością - "jaka ja durna". Martwisz się kredytem - a sądzisz, że jak jego 'koń poniesie' to się będzie martwił??? Nie moja droga - w najlepszej sytuacji zostawi cię w pustym mieszkaniu z kredytem i powie by je sprzedać. Poza kredytem nie łączy was NIC - wiej dziewczyno i ratuj siebie!!! Powiedz sobie w końcu, że koleś jest ci potrzebny jak rybie rower. Masz gorzej niż muzułmanka - bo w naszej kulturze minęły czasy, gdy ślub był jak wyrok. Dwoje ludzi jest ze sobą wtedy, gdy razem jest im lżej, lepiej - a Ty co masz z tego związku??? Ru..ać to on może owce na hali jak mu baca pozwoli, na ostrą sukę go nie stać. Dziewczyno on jest prymitywem w życiu i w łóżku - wiec po co takiego mieć? Uwierz mi każda miłość w końcu przechodzi, gdy facet nie jest jej godzien. TY nie jesteś Caritas - a dumnym to można być z psa po wystawie, do oka wpaść to może rzęsa albo muszka... Zawsze sądziłam, że są granice masochizmu po których przychodzi rozsądek - tyle, że ty nie wiesz, co to masochizm. konto usunięte Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Gośka J.: Ktoś mądry powiedział, że żeby dać komuś miłość i szczęście trzeba najpierw pokochać i zaopiekować się sobą samym. To działa w każdą stronę. Widocznie Twój mąż nie ma miłości i szacunku do siebie samego i stąd nie potrafi też pokochać Ciebie. To samo jest niestety z Tobą, ale w troszkę innym aspekcie. Nigdy nikt nie da Tobie samej szczęścia, jeśli sama w sobie go nie będziesz miała. Miłość się należy każdemu człowiekowi, ale najpierw powinna dotyczyć nas samych. Nie chodzi tutaj o wpadanie w narcyzm. Zaniedbałaś siebie samą licząc na to, że mąż da Ci to, czego potrzebujesz. Zaniedbałaś siebie względem siebie. Myśląc o sobie w ten sposób sama siebie nie kochasz. Wiem, że częściowo to efekt tego, że mocno uwierzyłaś w słowa męża itd...ale zapomnij o tym, co powinien on względem Ciebie i zacznij żyć "sama ze sobą" w związku partnerskim. Zaopiekuj się sobą, jakby były was dwie (w symbolicznym znaczeniu oczywiście). Nie oglądaj się na męża. Zaopiekuj się dzieckiem, które jest w Tobie: rozpieszczaj siebie, zajmij się uczuciami własnymi a nie męża. Ty sama wiesz, co dla Ciebie jest dobre a co nie. Nie Twój mąż. Napisałaś, że odkąd jesteś z mężem zaniedbałaś się, bo on Cię nie adoruje. A to oznacza, że liczysz, że on wyręczy Cię w zabieganiu o siebie samą. Twój mąż jest niedojrzałym dzieckiem, żeby nie powiedzieć socjopatą. Ale Ty nie zniżaj się do jego poziomu. Oprócz Waszego świata jest jeszcze Twój świat, który obrasta chwastami. Wypiel Twój ogród, zasadź w nim kwiaty, odżyw go, podlej, zapewnij słońce a wtedy rozkwitnie. Nie daruje się nikomu zwiędłych kwiatów. Nikt też nie ma czarodziejskiej różdżki: czary mary, hokus pokus bęc i jest piękny ogród. To wymaga systematycznej i cierpliwej pracy. To nie jest jednorazowy proces. Nie wystarczy raz podlać kwiatków. Trzeba je pielęgnować i podlewać całe życie. Jeśli Ty przestałaś to robić to Twój wewnętrzny ogród zwiędnął. Także zaopiekuj się tym dzikim ogrodem, odżyw go i wtedy zaproś do niego kogoś, kto nie zadepcze tego, co stworzyłaś. Pomyśl tak: nikt za mnie nie podleje kwiatów w moim ogrodzie. Mój mąż nie wypieli chwastów, ani nie będzie dbał o moje kwiaty. Sama muszę to robić, bo inaczej mój ogród umrze i już nikogo do niego nie będę mogła zaprosić. Zgadzam się. Dosadnie powiedziane i trafia w samo sedno. dzięki bardzo. Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Witam Ja tez mam ten sam problem,tylko mamy dziecko. jesteśmy po ślubie cywilnym ale mąż wyzywa Mnie i nie traktuje mnie dobrze. nie wiem jak mam tak dalej żyć skoro nie mam wsparcia w nikim. teście mnie denerwują a rodzinę mam za daleko....... potrzebuję pomocy............ konto usunięte Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Tak jak pisały osoby wyżej. Terapia z mężem jeśli wyrazi chęci lub podjęcie decyzji samodzielnie. Czy chcesz z taka osoba być pomimo że Cię źle traktuje, czy masz siłę odejść. Jak traktuje dziecko czy w kontaktach z nim już teraz nie ma dysfunkcji Czy warto być razem dla dziecka skoro jesteś nieszczęśliwa. Czy warto naprawiać czy może lepiej uciekać... Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Witam Wątpie że da się cokolwiek naprawić w naszym małżeństwie. Mąż traktuje Mnie jak kurę domową. Jak bym miała gdzie to bym odeszła z miłą chęcią..... codziennie jeszcze się oszukuję że szybko czas zleci,dziecko podrośnie i sprawa sama się rozwiąże.... Nie mam już siły,sama zajmuję się dzieckiem a jak byłam chora na grypę to cały dom był ludzi ale nikt nie zainteresował się jak się czuję.....tak to jest jak się u kogoś mieszka i jest się w toksycznym związku bez odwzajemnionej miłości....... potrzebuję przyjaciół ale oni tez mają swoje zycie i nie maja dla mnie czasu a prosic sie nie zamierzam. kiedys byłam szczesliwą osoba,bardzo wesołą a teraz nie mam sensu nawet się usmiechnąć........ Gośka J. Urząd Wojewódzki/Wydział Bezpieczeństwa i Zarządzania Kr... Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Anna Doro: Witam Wątpie że da się cokolwiek naprawić w naszym małżeństwie. Mąż traktuje Mnie jak kurę domową. Jak bym miała gdzie to bym odeszła z miłą chęcią..... codziennie jeszcze się oszukuję że szybko czas zleci,dziecko podrośnie i sprawa sama się rozwiąże.... Nie mam już siły,sama zajmuję się dzieckiem a jak byłam chora na grypę to cały dom był ludzi ale nikt nie zainteresował się jak się czuję.....tak to jest jak się u kogoś mieszka i jest się w toksycznym związku bez odwzajemnionej miłości....... potrzebuję przyjaciół ale oni tez mają swoje zycie i nie maja dla mnie czasu a prosic sie nie zamierzam. kiedys byłam szczesliwą osoba,bardzo wesołą a teraz nie mam sensu nawet się usmiechnąć........ Masz na imię Wioletta czy Anna? konto usunięte Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Nie oszukuj siebie bo tylko tracisz czas. Sama przyznalas że jest źle i nie dajesz sobie z tym rady. Trzeba się przełamać i przyznać się znajomym że potrzebujesz ich pomocy. Może pomogą, może doradza co zrobić, nie wiele Cię to kosztuje a może dac ratunek. Nie ma czasu na gdybanie, jak będzie tak cały czas to tylko zmarnujesz swój czas, dziecko nie będzie szczęśliwe obserwując takie relacje. Być z kimś dla dziecka naprawdę nie warto. To Twoje życie, masz je jedno i to Ty powinnas być szczęśliwa. Pomysł ile czasu się nad tym zastanawiasz. Ile osób moglas poznać w tym czasie, może właśnie ta która da Ci to wsparcie i szczęście którego oczekujesz. Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Anna mam na imie Gośka J. Urząd Wojewódzki/Wydział Bezpieczeństwa i Zarządzania Kr... Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Anna Doro: Anna mam na imie To dlaczego temat założyłaś podając inne imię? Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... nie prawda. dołączyłam się po prostu do tematu i mam na imię Ania Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Wioleta Pietrucha: Przy nim straciłam styl pczucie wartości nie chęć do własnego ciała. Płakać mi się chce gdy patzr na swoje ciało i nie widzę m nim niczego ładnego. Mój mąż nigdy mi nie powiedział co mu się we mnie podoba. Nigdy także nie powiedział że go pociągam, zawsze jak mu się kochać chce to mówi ,,daj mi zaru......., ale nigdy mam na ciebie ochotę. Czuje się w jego oczach nijako, i nie wiem co zrobić by to zmienić. To nie mąż, to jaskiniowiec. To już nie pierwszy raz, gdy zwykły troglodyta spycha atrakcyjną, wykształcona kobietę w mentalny rów, sam mając kłopoty z tabliczką mnożenia. Nie ma co szukać rad, psychologów, trzeba dziada kopnąć w dupę samym czubkiem obcasa. Wiej, uciekaj.... konto usunięte Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Wioleta Pietrucha: wg mnie Po prostu zacznij czuć sie i wyglądać dla siebie. BĄDŹ SAMA DLA SIEBIE POWODEM DOBREGO SAMOPOCZUCIA i ostatecznie samooceny. Zwyczajnie przestań brać pod uwagę zdanie męża na twój temat i bądź dla siebie. To pierwsze co przyszło mi do głowy. Atrakcyjny wygląd podbuduje ciebie - zawsze przecież tak jest i wiemy to wszystkie :) - i wtedy popatrz na swojego męża i relacje z nim i odpowiedz na pytanie CZY BYCIE NADAL RAZEM MA SENS?. I tyle. Jak okaże sie, że jest co ratować to porozmawiajcie i będziesz czuła co robić a jak stwierdzisz że to "jakaś męczarnia" to rozsądnie pomyśl jak rozwiązać ten związek. Wsjo! :)Joanna Cieślak edytował(a) ten post dnia o godzinie 12:37 Gośka J. Urząd Wojewódzki/Wydział Bezpieczeństwa i Zarządzania Kr... Temat: Jak dowartościować siebie gdy mąż nie widzi we mnie... Anna Doro: nie prawda. dołączyłam się po prostu do tematu i mam na imię Ania W takim razie bardzo Cię proszę, abyś założyła osobny temat, gdyż nie można dopisywać się do czyichś tematów. Proszę byś skopiowała wszystkie swoje wypowiedzi do nowego tematu oraz osoby, które Tobie doradzają również proszę o to samo, bo w tym temacie to, co dotyczy Ciebie wszystko zostanie usunięte. Proszę nie kontynuować rozmowy w tym temacie. . 341 134 46 164 737 535 489 190